obrazek

czwartek, 2 lipca 2015

Kuchenne laboratorium.




Wbrew pozorom to jest arbuz.
Nijak nie mogę sobie przypomnieć co też pisałam w zeszłym roku o arbuzie a szukać mi się nie bardzo chce.
 Owocek robi się coraz tańszy i warto się za niego zabrać. Jak wiadomo arbuz składa się głównie z wody, więc samo się nasuwa, że najlepiej go sobie zamrozić. Nie mrożę jednak całych kawałków, tylko miąższ miksuję na papkę i nakładam do pojemników na lód. Potem gotowe kosteczki, czy co tam kto ma,wrzucam do pudełka i mam fajny dodatek do napojów i galaretek.

A to na zdjęciu? Otóż jest ni mniej, ni więcej, kandyzowana skórka z arbuza, czyli ta zielona skorupka. Skórkę należy cieniutko obrać z tego zielonego, to białe pokroić w kostkę, zasypać cukrem a potem smażyć.

1 kg skórki arbuza
70 dkg cukru - ja daję trzcinowy
wanilia
4 łyżki amaretto albo innego smakowego alkoholu
sok z 1 cytryny

Zasypaną skórkę zostawić na kilka godzin, aż puści sok, w którym się ją potem smaży, często mieszając. Trwa to dość długo, więc najlepiej mieć garnek z grubym dnem, żeby konfitura się nie przypaliła. Pod koniec dodać wanilię i amaretto, jeszcze chwilę pogotować i wlać sok z cytryny. Kostki muszą być szkliste. Gorący specyfik powkładać do małych słoików i można je jeszcze zagotować ale ja tego nie robię. Taka skórka jest świetnym, tajemniczym i zaskakującym dodatkiem do deserów.

Praktycznie cały czerwiec przeleciał mi na lataniu po krzakach i zbieraniu różnych kwiatków, z których robiłam syropy.


Pogoda była beznadziejna, ale dzięki temu czarny bez dość długo kwitł i posłużył mi jako baza do eksperymentów. W internecie znalazłam świetną stronkę, gdzie babka robi różne różności, które mi bardzo odpowiadają. Dobrze jest znaleźć pokrewną duszę, Blog się nazywa Moje Małe Czarowanie.

Podstawą jest ugotowany syrop z wody, cukru, cytryny i kwasku cytrynowego.

1 litr wody
0,75 kg cukru
2 cytryny
albo 2 łyżeczki kwasku lub trochę kwasku + cytryna

Syrop zostawiam do przestygnięcia, potem wsypuję do niego obrane kwiatki, tak ok. 3-4 szklanek, dokładnie przemieszam, żeby się wszystkie zamoczyły, przykrywam i zostawiam na ok. 24 godz. albo i dłużej. Po tym czasie całość należy przecedzić przez gęste sito i przelać do butelek albo słoiczków i zagotować.
Jak widać na zdjęciu, butelki różnią się nieco kolorem, a to dlatego, że w każdym jest inna mieszanka.
Ten najjaśniejszy jest z samego czarnego bzu



 następny z bzu i kwiatków jaśminu




 a trzeci z bzu, jaśminu i płatków  róży.



 Ależ one są pyszne!
 Już się cieszę na to, że w zimie będą mi przypominać smaki lata. Teraz wybieram się na zbieranie lipy, która, dzięki temu, że mamy jej różne gatunki ciągle kwitnie.



A co w pracowni? A lenistwo i brak weny. Ale mam kilka zaległych prac do pokazania. Najpierw pudełka.
Tekturowe, wykończone lakierem jachtowym, który doskonale utwardza i nabłyszcza:









... i drewniane, ale wzory przyklejałam "na żelazko", bo ładniej wtedy wyglądają na dużych powierzchniach.



Takie połączenie wzorów zaprojektowała moja znajoma - Ewa, a ja byłam tylko wykonawcą.
A to różowe to już całe moje:







Do ozdobienia dołu użyłam drugiej warstwy serwetki, dzięki czemu uzyskałam delikatny, pastelowy odcień.
A tu jeszcze komplecik "na ludowo" - mydło i świeczka






To drugie mydełko, z kotkiem, od razu poszło do ludzi. Koniecznie muszę dorwać więcej tych serwetek, bo cudnie wychodzą na wszystkim.
A jak tylko ustąpią trochę te straszne upały ruszam na lipę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz